16 sierpnia 2020 roku stałam na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie przy bramie Akademii Sztuk Pięknych. Nie uczestniczyłam w żadnej z demonstracji, byłam tam w roli obserwatorki i adwokatki, gotowej do udzielenia pomocy prawnej uczestniczkom i uczestnikom tęczowego zgromadzenia w razie, gdyby rozpoczęły się zatrzymania. Po mojej lewej stronie tańczyły do samby osoby LGBT i ich sojusznicy – wszyscy w morzu tęczy. Naprzeciwko mnie, po drugiej stronie jezdni, trwał wiec zorganizowany przez Młodzież Wszechpolską, a z głośników sączył się jad. Postulaty przemawiających były skierowane przeciwko osobom LGBT, a wypowiedzi obraźliwe i pełne nienawiści, niepoparte faktami ani badaniami naukowymi. Główna oś argumentacji opierała się na mokrych snach homofobów, że osoby LGBT są pedofilami.
Stałam i słuchałam tych bzdur, gdy – ku mojemu zaskoczeniu – osoba przemawiająca na nienawistnej demonstracji wspomniała o czymś jeszcze. Aż zaczęłam notować. „TAK DLA RODZINY! NIE DLA GENDER!” krzyczała kobieta. Wołała z zacięciem, że Polska, przyjmując konwencję antyprzemocową, wyszła przed szereg. Trzeba ją jak najszybciej wypowiedzieć. Są oto jeszcze kraje, które jej nie podpisały, jak Litwa i Węgry, które tylko czekają na nasz znak: to z nimi warto budować koalicję, która będzie walczyła o normalność i rodzinę. Aktywistka zwróciła się do feministek: „Jak wy, feministki walczycie z przemocą?! Jesteście zaślepione!” – krzyczała. Najważniejszą przyczyną przemocy miała być, wedle niej, seksualizacja ciał kobiet.
Zaczęłam zastanawiać się więc, o co tak naprawdę chodzi z tą seksualizacją. Jak twierdzą homofoby, „ideologia LGBT” seksualizuje dzieci, co miałoby być przyczyną pedofilii. Jak twierdzą z kolei przeciwnicy konwencji stambulskiej, „ideologia gender” seksualizuje kobiety, co według nich jest przyczyną przemocy domowej. Z jakiegoś powodu nikt nie oskarża żadnej ideologii o seksualizację mężczyzn.
Absurdalne argumenty przeciwko konwencji poznaliśmy już kilka lat temu, gdy Polska była w procesie przyjmowania konwencji – teraz wracają jak zdarta płyta. Nie istnieje coś takiego, jak „ideologia gender”, podobnie jak nie istnieje „ideologia LGBT”. Przeciwnicy konwencji po prostu używają nieznanego w polskim języku słowa „gender” i umieszczają w nim wszystkie swoje fobie, lęki i frustracje. Być może celowo, być może z powodu niezrozumienia. Tymczasem „gender” to po prostu pojęcie z zakresu nauk społecznych oznaczające płeć społeczno-kulturową: role skonstruowane przez społeczeństwa dla płci oraz atrybuty i oczekiwania z nimi związane (na przykład spódnica jest częścią garderoby, która uznawana jest przez społeczeństwo za przypisaną kobiecie, a nie mężczyźnie; gotowanie jest uznawane za domenę żeńską, a nie męską). Płeć społeczno-kulturowa nie stoi w kontrze do płci biologicznej – obie po prostu istnieją. Konwencja antyprzemocowa nie zakłada też – jak twierdzą przedstawiciele obozu rządowego – istnienia 56 płci. Owszem, liczba 56 pojawia się w konwencji raz: przy oznaczeniu artykułu 56, zresztą bardzo ważnego. Zobowiązuje on państwa do przyjęcia koniecznych środków ustawodawczych lub innych zapewniających ochronę praw i interesów ofiar.
Skoro zatem nie „ideologia gender” i nie seksualizacja ciał kobiet, to jakie są prawdziwe przyczyny przemocy domowej? I dlaczego konwencja stambulska to aktualnie najlepsze narzędzie, jakim dysponujemy, aby przeciwdziałać przemocy domowej i ją zwalczać?
Prawdziwym źródłem przemocy wobec kobiet jest nierówność płci, co potwierdzają między innymi raporty WHO[1]. Na całym świecie kobiety traktowane są w życiu społecznym, rodzinnym i zawodowym gorzej niż mężczyźni. Przypisany kobietom we wszystkich aspektach życia niższy status prowadzi bezpośrednio do przemocy wobec nich, w szczególności w ich własnych domach, ze strony ich partnerów. Zwracał na to uwagę w godnym polecenia i treściwym artykule António Guterres, Sekretarz Generalny ONZ (mężczyzna)[2]. Pisze on: „Wprawdzie w ostatnich dziesięcioleciach byliśmy świadkami ogromnego postępu w zakresie praw kobiet, począwszy od zniesienia dyskryminujących przepisów do zwiększenia liczby dziewcząt w szkołach, to obecnie mamy do czynienia z potężnym regresem. (…) Dzieje się tak, ponieważ nierówność płci jest przede wszystkim kwestią władzy. Setki lat dyskryminacji i głęboko zakorzenionego patriarchatu stworzyły olbrzymią przepaść pomiędzy płciami, która odzwierciedla się w naszych gospodarkach, systemach politycznych i korporacjach. Dowody na to są wszędzie.” Dalej wymienia kilka przykładów na nierówność płci:
– kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni za tę samą pracę;
– kobiety i dziewczęta wykonują codziennie około 12 miliardów godzin bezpłatnej pracy opiekuńczej, która po prostu jest pomijana w badaniach ekonomicznych;
– kobiety wciąż nie są dopuszczane do najwyższych stanowisk – począwszy od rządów, przez zarządy firm, aż po otrzymywanie prestiżowych nagród;
– kobiety będące liderkami i osobami publicznymi spotykają się z prześladowaniami, groźbami i nadużyciami w internecie i poza nim;
– nawet rzekomo neutralne dane, które są brane pod uwagę przy podejmowaniu decyzji, od planowania urbanistycznego po testowanie leków, często opierają się na „domyślnym mężczyźnie”, ponieważ mężczyźni są postrzegani jako wzorzec standardowy, a kobiety jako wyjątek;
– od wieków kobiety i dziewczęta borykają się z mizoginią i wymazywaniem ich osiągnięć z historii;
– kobiety się deprecjonuje, twierdząc, że są histeryczkami lub działają pod wpływem hormonów;
– kobiety są rutynowo oceniane na podstawie wyglądu, poddawane niezliczonym mitom i tabu dotyczących biologicznych funkcji ich ciała, na co dzień mają do czynienia z seksizmem i protekcjonalizmem oraz zjawiskiem obwiniania ofiary;
– prostą linią można połączyć konflikty zbrojne z represjami wobec ludności cywilnej i przemocą wobec kobiet;
– w parlamentach na całym świecie jest więcej mężczyzn niż kobiet – średnio na trzech mężczyzn przypada jedna kobieta.
Jak wynika z badań Europejskiej Agencji Praw Podstawowych[3], równość płci wpływa na większą świadomość kobiet w zakresie zachowań przemocowych. Takie uświadomienie może spowodować, że kobiety przestaną czuć się uprzedmiotowione, również we własnych związkach i właściwie zakwalifikują niektóre zachowania swoich partnerów jako przemocowe. Co więcej, kobiety w krajach o większej świadomości tych zjawisk częściej będą mówić głośno o doświadczanej przemocy. To dlatego w krajach, w których dążenia do równości płci są traktowane poważnie, notowana jest większa liczba przypadków przemocy wobec kobiet: kobiety po prostu świadomie rozpoznają niektóre zachowania mężczyzn jako przemocowe i zgłaszają je służbom, które rzetelnie prowadzą statystyki. Otwartość w dyskutowaniu problemu przemocy domowej prowadzi z kolei do skuteczniejszej z nią walki. Przeciwnicy konwencji w Polsce lubią posługiwać się liczbami i procentami, upatrując w wysokim odsetku Skandynawek, które doświadczyły przemocy wobec partnera dowodu na to, że konwencja nie tylko nie działa, ale i rzekomo degeneruje rodzinę i małżeństwo. Tymczasem przemoc wobec kobiet jest stara jak świat. Nie pojawiła się w 2011 roku, wraz z konwencją antyprzemocową. Rozwiązania zawarte w konwencji, o ile państwo-sygnatariusz rzeczywiście je wdroży, po prostu pomagają tę przemoc zobaczyć, uchwycić. Na przykład, według WHO, prawie 1/3 przypadków przemocy wobec kobiet na całym świecie, w tym również zgwałceń, dokonywana jest przez partnerów ofiar. Zgwałcenia zdarzają się więc w małżeństwach bardzo często – tylko że w krajach o niskiej świadomości nie nazywa się tego gwałtem, bo pokutuje przeświadczenie, że żona ma obowiązek odbycia stosunku seksualnego z mężem, kiedy tylko on ma na to ochotę.
Walka o równość płci to walka z przemocą domową. Mężczyźni muszą zrezygnować ze swojej dominacji i części władzy, aby uczynić świat bezpieczniejszym dla kobiet. O przemocy wobec kobiet trzeba mówić głośno. Nie wolno pozostawiać kobiet doświadczającym przemocy domowej samym sobie, w strachu przed zemstą partnera. Państwa muszą wdrożyć metody, aby wzmocnić pozycję kobiet w społeczeństwie i wspomóc je w razie, gdyby przemocy doświadczyły.
Konwencja wytycza więc standardy, zgodnie z którymi państwa-sygnatariusze powinny postępować, aby niwelować nierówność płci, a co za tym idzie – zwalczać przemoc wobec kobiet. Aby podpisać konwencję, państwa muszą wykonać pewien wysiłek, żeby dostosować swoje prawo do minimalnych standardów, określanych przez konwencję. W tym zakresie konwencja, jako umowa międzynarodowa, pełni rolę gwaranta: obywatelkom państwa-sygnatariusza gwarantuje, że system prawny danego państwa będzie nastawiony na przeciwdziałanie nierównościom płci i pomoc kobietom w razie, gdyby doszło do przemocy wobec nich.
Tak przynajmniej powinno być w teorii. Jak jest w przypadku Polski – sygnatariusza konwencji? Polska ratyfikowała konwencję w 2015 roku. Aby przygotować się do spełnienia jej wymogów, dwa lata wcześniej ustawodawca dokonał głośnej wówczas zmiany kodeksu karnego, która sprawiła, że przestępstwo zgwałcenia przestało być ścigane na wniosek pokrzywdzonej, a zaczęło być ścigane z urzędu. To dało oddech ofiarom przestępstw, bo automatyczność ścigania sprawcy zdjęła z ofiary konieczność podejmowania dodatkowej decyzji: wnosić o ściganie i narazić się na zemstę partnera, czy też siedzieć cicho i jakoś przetrwać? W ten sposób gwałt przestał być prywatną sprawą, o której się nie mówi, sprawą z zacisza domowego ogniska. Tą samą nowelą zmieniono tryb przesłuchania ofiar zgwałceń, co ma zapobiegać wtórnej wiktymizacji osoby pokrzywdzonej, czyli wracania pamięcią do zdarzenia i ponownego przeżywania traumy z nim związanej. To druga ważna zmiana, która wprowadza takie praktyczne rozwiązania, jak wyznaczenie maksymalnie terminu 14-dniowego na przesłuchanie osoby poszkodowanej po zgłoszeniu przestępstwa.
Niedawno, wykonując przepisy konwencji antyprzemocowej, wprowadzono do polskiego prawa możliwość usunięcia sprawcy przemocy z mieszkania bez konieczności wszczynania postępowania karnego. Oznacza to natychmiastową izolację sprawcy i jest to świetne rozwiązanie – o ile zostanie rzeczywiście wdrożone w praktyce. Żeby zrozumieć, dlaczego to ważne, warto sobie wyobrazić, jak może wyglądać codzienne życie ofiary przemocy domowej. Oddajmy głos adw. Annie Błaszczak-Banasiak z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich, która tak opisuje te realia: „Żyje ze swoim sprawcą pod jednym dachem, nie ma gdzie się przed nim schować, często jest od niego finansowo uzależniona. Zdarza się, że mieszkanie należy również do niego. Ofiara myśli sobie, że mogłaby pójść na policję, ale co zrobi potem? To ona poniesie konsekwencje: zostanie znowu pobita lub zgwałcona, nie będzie miała pieniędzy albo dachu nad głową. Znamy historie, kiedy kobieta musiała uciekać do matki, schroniska albo znajomych. To absurdalna sytuacja. Przecież konsekwencje powinny spotkać sprawcę. Konwencja to zmieniła – policja już jesienią będzie mogła w trybie natychmiastowym eksmitować sprawcę przemocy domowej, nawet jeśli to on jest właścicielem mieszkania. To rewolucyjna zmiana. Prawo własności nie jest ważniejsze od prawa do bezpieczeństwa osobistego i prawa do godności”[4].
Standardy ochrony ofiary przemocy domowej w Polsce nie wypełniają wymagań konwencji antyprzemocowej. Nieprawdziwe są wypowiedzi przeciwników konwencji, jakoby nasze polskie standardy były, niejako same z siebie, wyższe niż te międzynarodowe. Po pierwsze, niektóre rozwiązania konwencji po prostu zostały już wprowadzone do polskiego prawa i nie łudźmy się: ich wprowadzenie jest właśnie wynikiem przygotowań do podpisania przez Polskę konwencji, a następnie próby wypełnienia obowiązków, które konwencja nakłada na państwa-sygnatariuszy. Po drugie, wiele rozwiązań, które proponuje konwencja, jest jeszcze przed nami, np. wymóg zapewnienia przez państwo możliwości orzeczenia natychmiastowego zakazu zbliżania się do ofiary przemocy. Innym przykładem jest przerzucenie na sprawcę konieczności udowodnienia w czasie procesu, że ofiara wyraziła zgodę na seks – to byłaby ogromna mentalna zmiana.
Polska jako państwo-sygnatariusz odpowiada za wdrożenie przepisów konwencji antyprzemocowej przed Radą Europy i przed innymi państwami-stronami tej umowy. Otrzymujemy jako kraj rekomendacje, musimy raportować wyniki procesu wdrażania konwencji. Jesteśmy pod presją. Jeżeli konwencja zostanie wypowiedziana przez Polskę, nasze państwo nie będzie związane żadnym zobowiązaniem międzynarodowym, które gwarantowałoby naszym obywatelkom względne bezpieczeństwo w razie, gdyby przemocy domowej doświadczyły. Prawo w Polsce, jak mówi doświadczenie z ostatnich lat, można zmienić w jedną noc. Gdy zabraknie nam gwaranta naszych praw, jaką możemy mieć pewność, że rządząca ekipa nie wycofa się rakiem z wprowadzonych już rozwiązań prawnych? Za to z dużą dozą pewności można stwierdzić, że nie wprowadzi już tych standardów konwencji, na których przyjęcie wciąż czekamy.
Warszawa, 18 sierpnia 2020
Emilia Barabasz – adwokatka z Kancelarii Barabasz Dębska w Warszawie, członkini Zespołu ds. Kobiet przy Naczelnej Radzie Adwokackiej i Sekretarz Sekcji Praw Człowieka przy Okręgowej Radzie Adwokackiej w Warszawie. W swojej praktyce skupia się na prawie autorskim i prawach pokrewnych – doradza w szczególności instytucjom kultury, twórcom, artystom i innym podmiotom działającym w dziedzinie kultury, sztuki i nauki – oraz na prawach człowieka. Uczestniczka akcji „Adwokaci na granicy” w latach 2017–2019, w ramach której adwokaci udzielili pomocy prawnej uchodźcom na przejściu granicznym w Terespolu. Współautorka opinii Komisji Legislacyjnej NRA do poselskiego projektu ustawy o związku partnerskim i opinii ORA w Warszawie do poselskiego projektu ustawy o zakazie praktyk konwersyjnych. Prowadzi audycję „Lesbijki na szczycie” w Radiu Kapitał. Wraz z innymi osobami LGBT pozwała o ochronę dóbr osobistych Kaję Godek. Razem z żoną walczy o transkrypcję aktu małżeństwa zawartego w Berlinie. Perkusistka w zespole PANIKA!
[1] W raportach, materiałach do pracy i na swoich stronach internetowych: https://www.who.int/news-room/fact-sheets/detail/violence-against-women, dostęp: 18.08.2020
[2] http://www.unic.un.org.pl/oionz/nierownosc-plci-a-kwestia-wladzy/3307, dostęp: 18.08.2020
[3] https://fra.europa.eu/en/publication/2014/violence-against-women-eu-wide-survey-main-results-report#TabPubFindingsQandA2, dostęp: 18.08.2020
[4] https://www.vogue.pl/a/konwencja-stambulska-pomaga-polkom, dostęp: 18.08.2020